Oblicze Boga

Mam ostatnio wrażenie, że całe moje życie to pasmo wymagań. Żyję wymaganiami, jakie teraz stawiam sobie już sama. Każdy nowy próg do zdobycia, trudność do pokonania, umiejętność do przyswojenia – tym, żyję na codzień. I coraz częściej dostrzegam, że taka jestem też w relacji z innymi. Stale muszę dla wszystkich stawać się lepsza. Także dla Boga.

W ten sposób chyba też postrzegam dążenie do świętości. Jako ciągłe wzrastanie w cnotach, spełnianie coraz to nowych dobrych uczynków itd. Niby nic w tym złego nie ma, a jednak ostatnio z wielką mocą przekonałam się jak wielka pułapka kryje się w takim myśleniu.

Niby wiem, że Bóg kocha bezwarunkowo. Ale mimo wszystko zawsze miałam wrażenie, że muszę spełniać jakieś Jego wymagania, które tak naprawdę stawiałam sobie sama. Wszystko co uważałam za dobre w oczach Boga chciałam czynić, bo tak postrzegałam moją drogę ku Niemu.

Ale ostatnio bardzo zmagałam się ze swoim uczestnictwem w pewnym niezwykle szczytnym dziele. Udział w tym dziele nie kosztował mnie, prawdę powiedziawszy, zbyt wiele wysiłku, ale czułam bardzo silny wewnętrzny opór przeciwko włączeniu się w to dzieło. Sądziłam jednak, że mój opór pochodzi raczej od Złego, skoro dzieło jest samo w sobie bardzo dobre. I im bardziej czułam się wewnętrznie przymuszona do udziału w nim, tym gorzej się czułam. Aż w końcu postanowiłam podjąć nowennę w intecji rozwiązania tego problemu (z myślą, że efektem nowenny będzie wewnętrzne pogodzenie się z zaistniałą sytuacją).

No i masz Ci babo placek. Stało się zupełnie inaczej. Z każdym kolejnym dniem odkrywałam raczej, że ja wcale nie muszę uczestniczyć w tym dobrym dziele i mogę w całkowitej wolności z niego zrezygnować.

Początkowo myślałam, że może to moje wrażenie, że tak tylko mi się wydaje, a że to może wcale nie jest Boża odpowiedź na moje wołanie. Ale im bardziej godziłam się z myślą o rezygnacji, tym bardziej czułam jak cudowna wdzięczność rodzi się w moim sercu wobec Pana i jak bardzo pragnę Go wychwalać. A to jest niezawodny znak działania Ducha.

Oto bowiem poznałam lepiej Jego Oblicze. Nareszcie pojęłam, że Bóg nie przymusza mnie do niczego. Że daje mi całkowitą wolność. Że wcale nie stawia wymagań. Że prawdziwa świętość rodzi się z głębokiej relacji z Panem, z odkrywania Jego Oblicza. Dopiero to pełne miłości spojrzenie jakie mogę z Nim dzielić, rodzi w moim sercu pragnienie czynienia dobra. Czynić dobre dzieła mogę jedynie w wolności, ze strumienia łaski, którym Pan obdarza mnie w owym spojrzeniu. Ale ja muszę najpierw się w Niego wpatrywać. W Niego, a nie w mój własny konstrukt Boga. Muszę oderwać się od wyobrażeń, które kształtują moje postrzeganie Boga. Od wymagań, które stawiam sobie sama, podczas gdy zdaje mi się, że to On ich ode mnie oczekuje. On oczekuje jedynie mojej miłości, mojej ufności w Jego miłość.

Muszę oderwać się od wszystkiego co jest moje. Nawet tego, co wydaje mi sie być dobre, jak moja skłonność do stawiania sobie wymagań. To wszystko ogranicza mój wzrok, sprawia, że zatrzymuję się na sobie. A ja muszę spojrzeć dalej, ponad to wszystko. Ku Temu, który mnie kocha i nie oczekuje ode mnie niczego, poza tym, bym zawsze wpatrzona była w Jego Oblicze.

Dodaj komentarz